4. PZU Cracovia Półmaraton Królewski ...






                    chciałbym biegać kiedyś tak jak ten Pan ze zdjęcia jego wiek niech pozostanie zagadką,                                                              możecie sprawdzić po numerze 😊

        Zgodnie z zapowiedzią 14 października wróciłem do Krakowa aby dzień później wystartować w 4. PZU Cracovia Półmaraton Królewski. Krakowa czyli miasta pięknego ale dla mnie kojarzącego się ostatnio wciąż z moją gehenną tj. 16 PZU Cracovia Maraton z wiosny tego roku. Maratonu, który pomimo osiągnięcia założonego celu i nabiegania wyniku poniżej 3h:15min mocno „zrył" mi obwody i zmienił moje podejście przede wszystkim do spraw treningu, diety itd, przełożył się też na późniejsze decyzje m.in. dotyczące startu w kolejnych zawodach, zrezygnowaniu z planów zrobienia korony, i startów na dystansach dłuższych niż 10 km.

W związku z tym ta połówka w Krakowie miała być takim papierkiem lakmusowym mojej formy oraz podsumowaniem i jednocześnie zakończeniem tego sezonu biegowego z jednym nadrzędnym celem ustanowienia nowej życiówki, cel w sumie nie specjalnie ambitny bo moje wyniki na tym dystansie kręciły się do tej pory w tym roku w granicach 1:32 z hakiem (Ślęża) i 1:33 z hakiem (Białystok). Tym razem planowałem pobiec w okolicach 1:28 może 27 może 26 😀.

Podróż do Krakowa bardzo przyjemna tym bardziej że tym razem jechaliśmy  z Białegostoku pociągiem z jedną przesiadką w Warszawie 4 osobową paczką: z Basią, Tomkiem i Robertem. Porównując czas i komfort podróży to już nigdy więcej nie będę się tłukł w taką podróż samochodem, na wiosnę podróż autem zajęła mi ok 10h (wypadek na A4 pod Krakowem mało co nie zniweczył startu bo  ledwo co zdążyłem odebrać pakiet startowy). Przypomniała mi się w tym miejscu historia mojego znajomego który pojechał pobiec maraton w Dębnie na drugi koniec Polski i skończył tak że wysłuchał relacji radiowej z tej imprezy stojąc autem w korku gdzieś przy zachodniej granicy pomimo że na kwaterze był dzień wcześniej (pozdrawiam Piotrze).  Tym razem podróż trwała 5 godzin czyli bardzo szybko. Z Warszawy do Krakowa Pendolino i z powrotem  też. Pierwszy raz jechałem naszym polskim TGV i jakoś d..y nie urywało jeśli chodzi o standard no ale przynajmniej było szybko  ponoć coś ok 160 km/h 😊.

Na miejscu szybki odbiór pakietów, małe spagetthi, EXPO wyglądało bardzo skromnie no i  zakwaterowanie w hotelu (podziękowania w tym miejscu dla żony Roberta która znalazła nam bardzo fajne miejsce blisko miejsca startu -Tauron Areny)

Wieczorem wyszedłem na lekki tylko 3,5 kilometrowy rozruch po to by poczuć te świeże 😂👿😱krakowskie powietrze w swoich podlaskich zielonych płucach. Nie wiem co tam się dzieje zimą jak ludzie zaczynają palić w piecach czym popadnie ale naprawdę współczuję lokalnym biegaczom, na szczęście w niedzielę rano nie było już tego czuć.

Prognozy pogody były dobre no może miało być trochę za ciepło 16 stopni ale do samego startu było idealnie i nie było mocnego słońca. Rano po lekkim śniadanku i podróży 3 przystanki tramwajem byliśmy na miejscu każdy ustawił się w swojej strefie zgodnie z założonym planem.



najszybsi :-)


Po rozgrzewce przeprowadzonej przez dziennikarza Pana Tomasza Zimnocha Start planowo prawie równo o 11:00 co biorąc pod uwagę duże opóźnienie tego samego dnia w Poznaniu czy też wcześniejsze złe opomiarowanie trasy podczas półmaratonu w Pile gdzie bodajże każdy uczestnik  musiał przebiec coś ok 150m dystansu więcej UWAGA ! ten maraton miał rangę Mistrzostw Polski w Półmaratonie wystawia pierwszą pozytywną notę organizatorom.



Pierwszy kilometr w 3:57 i pilnowanie żeby tylko nie było za szybko :-) (nauka nie poszła w las) niestety mój pas Kalenji na numer startowy pomimo autorskich przeróbek nie utrzymała moich dwóch żeli na szczęście w porę je złapałem zanim do końca zdążyły się wyślizgnąć stąd na zdjęciach w łapkach żele :-)




Co do samego biegu to warto wspomnieć że zaraz po starcie niebo się rozstąpiło i wyszło słońce albo mi się tylko tak wydawało :-) chociaż nie bo po 2 kilometrze zacząłem się zastanawiać czemu nie mam czapki 😏


Bieg bez większej  historii …bez bólu…. bez wykrzywionej grymasem twarzy … no ale w końcu tak chciałem i pod to się przygotowywałem. Najwolniejszy kilometr 12 i 20  po 4:03 Każdy pozostały kilometr po 4:00 i szybciej.  Gdy na 10 km miałem czas ok 40 min wiedziałem już że jeśli nic się nie wydarzy to będzie dobrze. Na 15 i 16 km wyprzedziłem kilku zbytnich optymistów natomiast wiem z relacji Roberta że on biegnąc tempem nieco wolniejszym wyprzedzał ich setkami … tak …cudów nie ma i w biegach na wszystkich dystansach zaciągnięte kredyty trzeba spłacać jeszcze przed metą :-)


Na 19-20 kilometrze czułem już zmęczenie ale to raczej było zmęczenie z rodzaju: co? teraz?  wolne żarty ! jedziesz !! no i poszło ostatni lekki podbieg pod górkę ostatni nawrót na 20 km i długa prosta na stadion… tutaj stało się coś co do tej pory mi się nie przydarzało nikt mnie na ostatnich 300 metrach nie wyprzedził… nikt…. po prostu sunąłem do mety jakby się świat kończył … sam finisz na stadionie, światła, oprawa-  bardzo fajne przeżycie szybkie spojrzenie na  zegar i banan na gębie bo już wiedziałem że jest oto ona ! nowa wymarzona, wyśniona życiówka 1:23:39 !




Po biegu  szybki spacer do szatni i pod prysznic wiele zasłyszanych rozmów że ciężkie warunki, że kontuzja, że to, że tamto a ja z bananem na gębie słuchałem tego i tylko potakiwałem w duszy się zastanawiając czy naprawdę były ciężkie warunki i czy mogłem pobiec szybciej przy lepszych… nie, nie sądzę….. to był mój max tego dnia… dałem z siebie wszystko…. 


                                                    ostatnie metry ... chyba jednak był max :-)

  Na koniec gratulacje przede wszystkim dla Basi, Tomka i Roberta wszyscy ukończyli, Basia debiutowała na tym dystansie no i pierwszy start z życiówką :-), Robert w końcu rozprawił się z Krakowem podobnie jak ja i też zrobił życiówkę, Tomkowi się nie udało ale za to pomógł Basi na ostatnich kilometrach-tak trzymać !




                                               Nasz Team ostatnia fota na pożegnanie z Krakowem!

Osobne podziękowania organizatorom. Niczego mi nie brakowało przed, w trakcie i po biegu. Super organizacja no i ten finisz na Tauronie będę długo pamiętał ! Dzięki !

p.s.
wpis ten powstał już miesiąc po biegu więc emocje opadły, choć teraz kończąc te ostatnie zdania czuję się jakbym przebiegł ten bieg jeszcze raz :-) i jest to bardzo fajne uczucie. Tak dla porządku wynik 1:23:39 dał  118 miejsce OPEN i 17 miejsce w kat. M40, półmaraton ukończyło 8338 osób

p.s.2 😀

Po półmaratonie zrobiłem sobie dwa tygodnie roztrenowania, zupełnego postu od biegania co by głowa też trochę odpoczęła  a od 31 listopada zacząłem przygotowania do sezonu 2018. Właśnie rozpoczął się 4 tydzień ciężkiej ORKI co by były siły do walki  o dobre wyniki na wiosnę. Bo wiosna moi mili będzie ciekawa oj będzie się działo…. ale o tym w kolejnym wpisie :-)

Większość zdjęć dzięki http://www.fotomaraton.pl

Komentarze