Praca, bieganie…. bieganie, praca…..






  Praca, bieganie…. bieganie, praca…..tak mniej więcej w skrócie wyglądają ostatnie prawie już trzy miesiące, które upłynęły  od poprzedniego wpisu… żeby nie było rodzina zawsze jest na pierwszym miejscu :-)

W tym roku wyjazdy wakacyjne odłożone, dużo pracy i innych zajęć, więc decyzja o wyjeździe na urlop była przekładana z tygodnia na tydzień aż się skończyło lato… no cóż może zimą uda się gdzieś odpocząć.

Po bardzo słabym maju  czerwiec zaczął się od fajnego wydarzenia jakim była sztafeta Elektrum Ekiden -11 czerwca 2017r, 


Miałem wielką przyjemność startować po raz pierwszy w sztafecie w drużynie Roberta Romanowicza „RB Meble”. Przypadła mi druga zmiana -10 km.
Wynik: RB Meble team -świetne miejsce 19/205 debiut w sztafecie łączny czas ok 3h 16 min.

     O moim biegu nie chce mi się za bardzo rozpisywać ani tłumaczyć ale 42:40 pomimo dużego slalomu na trasie to wynik z którego w żadnych warunkach nie będę zadowolony… nie będę się usprawiedliwiał czemu tak się stało po prostu już tak wolno na zawodach biegać nie będę i koniec :-) Generalnie wszyscy poza mną pobiegli swoje -  fajny wynik końcowy i niezłe miejsce na mecie.




   Same zawody, drużyna i atmosfera super !


Do końca czerwca biegałem już niewiele, sobotnie parkruny -jakieś pseudo treningi- generalnie mało ale systematycznie.
Lipiec zacząłem od postanowienia że czas się rozprawić z dystansem 5 km, a że bieganie tego dystansu poniżej 20 minut nie sprawiało żebym musiał umierać po takim starcie na mecie, to zamierzenie było ambitne połamać 19 minut lub chociaż  się zbliżyć do tej nieprzekroczonej granicy.

Okazja ku temu wydawała się idealna bo 8 lipca w ramach Dni Ziemi Juchnowieckiej   organizowany był właśnie bieg na 5 km  Przybij Piątkę w Kleosinie II edycja (pozdrowienia dla organizatora Krzyśka Sokólskiego:-)) połączony z występami i wieczornym koncertem MEZO tak Jacek Mejer najpierw pobiegł piątkę w Kleosinie a potem dał świetny koncert.

Start biegu miał być o godzinie 18:00. Rano zaliczyłem parkrun z wynikiem 20:40, z perspektywy czasu trochę za szybko a raczej w ogóle niepotrzebnie... no i po południu a w zasadzie pod wieczór o 18:00 start i ostre dla mnie tempo 3:48, które musiałem utrzymać do końca żeby zrealizować plan 18:59 na mecie, co jak co ale tupanie po asfalcie lub polbruku w ustalony, szybki rytm to jest to co bardzo lubię robić -każdy ma swoje odchyły :-). 

Od startu trzymałem się planu i biegłem ze stałą założoną prędkością, trasa składała się z dwóch pętli po 2,5 km, bieg bez historii -szybko :-) gdy zegarek pokazywał że zbliżam się do piątego kilometra i wyświetlał czas coraz bliżej 19 minut zacząłem wypatrywać mety ale ta okazała się być +- 80 metrów dalej według GPS-a, nie było już szans na żadną korektę, więc nici z planu ustanowienia oficjalnej życiówki i czas na mecie pomimo realizacji założeń 19:23 open 14-sty M40-5-ty….miałem też się wkrótce przekonać że nie zawsze na trasie dystans jest  dłuższy niż miał być :-) 







Co do biegu, podsumowując w kilku słowach to ciężko mi się biega te piątki w Kleosinie albo za szybko zaczynam jak rok temu i jest zgon na mecie i kiepski czas albo jak teraz niby wszystko ok a nie do końca bo czy normalne jest biec całe 5 kilometrów przy 136  startujących osobach samotnie ? Tak jest to możliwe :-) właśnie przekonałem się o tym na własnej skórze… byłem za słaby aby podłączyć się do zawodników  przede mną (strata na mecie 30 sek, a z tyłu też nikt nie napierał prawie 
30 sekund za mną kolejny zawodnik :-(  ….. na pocieszenie fotka na mecie z MEZO i bardzo fajny i pozytywny koncert po biegu pomimo padającego deszczu…




Po tym starcie zacząłem bić się z myślami co dalej piątki, dziesiątki? -żartowałem :-) W głowie miałem tylko jedno słowo MARATON ! ale gdzie i kiedy ?Wrocław ? Poznań ?….oba? ??????

Postanowiłem, że muszę się sprawdzić 30 lipca podczas II Biegu Stefana Czarneckiego w Tykocinie na dystansie 10 km i po wyniku jaki osiągnę mierzyć siły na zamiary… jak postanowiłem tak też zrobiłem, przed biegiem nie znałem w ogóle profilu trasy ani jej przebiegu ale ambitnie miałem zamiar pobiec w ok. 40 minut.

Jako że na starcie zauważyłem parę koni wyścigowych to bezpiecznie ustawiłem się w trzecim rzędzie i po wystrzale startera ruszyłem pełen animuszu :-) pierwsze 2 kilometry równo po 3:48 trochę pod górę ale jest asfalcik :-), słońce przypieka ale luz… 3 kilometr i lekkie zdziwienie asfalt się skończył ! 


                                                       Zdjęcie: Paweł Sawicki

             Trzeci kilometr chyba około 4:00, słońce i do tego wiatr w twarz, pod górę, po piachu i jeszcze picie wody i czwarty w 4:22 ……zacząłem mieć obawy że jak taki profil utrzyma się do końca to nici z wyniku…. na szczęście ktoś „na górze” w końcu się zlitował i skierował nas z powrotem na asfalt… druga część trasy bez przygód bo każdy kilometr prawie równo po 4:00, ostatni kilometr lekkie zaskoczenie bo wylatuje z za zakrętu a tu już meta - zegarek pokazuje dopiero 9,68 km WTF!? …po lekkiej konsternacji banan na gębie bo na zegarze  38:46. Jakby był pełen dystans to znowu wyszłoby idealnie wg planu ok 40 minut bo średnie tempo miałem 4:00/km ale jak to nieraz już się okazało życie ma dla nas swoje scenariusze i może to i dobrze.


         Podsumowanie: trasa faktycznie ciężka szczególnie pierwsza piątka, słońce tak nie wykańczało jak te podbiegi :-)  Fajna impreza (wspólne ognisko na koniec), fajna organizacja i przede wszystkim ludzie no i bieg wyszedł całkiem nieźle -OPEN miejsce 9; w kat M40 - 5 
         Niedługo po tym biegu podjąłem decyzję, że odpuszczam maratońskie starty w tym roku i tym samym Koronę Maratonów Polskich… bardzo mnie kusił i Wrocław i Poznań ale priorytetem jest jednak trening i start w przyszłym roku na wiosnę albo w Dębnie albo w Orlenie z jasnym celem złamać 3 h na królewskim dystansie, druga rzecz zrobić to w przyzwoitym stylu czytaj: biec ostatnie kilometry na dwóch nogach  w stanie nie wywołującym przerażenia na twarzy bliskich :-)….
……dlatego sierpień bez wygłupów i przykładna realizacja letnich mikro cykli treningowych wg planu Pana Jurka Skarżyńskiego i już ponad 300 km  w nogach.
      Co do bliskiej przyszłości i planowanych startów to będę chciał pobiec jeszcze jedną dychę pewnie połowa lub koniec września i 15 października wracam do Krakowa (hehe moja krwawica biegowa) tym razem z Robertem biegniemy półmaraton w Krakowie  (może w końcu uda nam się wspólny wyjazd)  gdzie zaatakuję oficjalnie 1h:30 min, choć może będę celował w lepszy wynik…… 1:27-1:28… zobaczymy ....
......a na wiosnę jeśli zdrowie i Bóg pozwoli to złamię tę „trójkę” w maratonie -macie to u mnie jak w banku !

Komentarze